Ilala Ferrytale.

Ilala is the one thing on a must-do list in Malawi (and figuring out how to play Malawi Bawo, great game by the way) so we’ve done it (and we play bawo constantly).

I don’t know too much about ferries, I’ve been on one with my parents going from Tenerife to Gran Canarias, and I used one to get from the UK to France and that would be it. Considering how different everything in Africa is from Europe I can say that I know nothing about ferries.

I decided that being taken by surprise is the best thing to do in this case; googling things always gives just cancer anyway. From Monkey Bay on Friday 8 am to Nkhata Bay on Sunday 9 am, that was our plan and the only thing I was sure about.

IMG_9940

We said goodbye to our friends on Thursday evening, drank beer in the bar at the back of the graveyard (apparently dead people don’t complain about loud noises after 10 pm), we finished packing our home once again and early in the morning our motorcycle taxis were taking us through the mountains to Monkey Bay.

Port in Monkey Bay is small and industrial looking, no wonder why. Most of the passengers are carrying huge bags of corn, maize, samp, brown sugar, cassava roots, dried fish and many other precious, smelly cargo. For once we weren’t the one with the biggest luggage. We waited for the tickets, learned that economy class means that you’re sleeping in a vertical position and first-class means that you can even pitch a tent.
You know, we’re not very picky and we weren’t looking for a cabin with a bed and own basin, but hell no! I’m not standing on a boat for 2 days straight!
First class it is. Sound posh, but to be honest “taking taxis around Africa” doesn’t look how it sounds either.

DSCN9999

When I first saw Ilala I couldn’t shake off the impression that I saw ferry like this in one of the old Indiana Jones movies, no resemblance to the one from the Canary Islands, that’s for sure. We examined our first-class accommodation and its beautiful wooden floor, we chose one bench as our room for the next few hours. Then we waited, and waited, and waited because waiting is a majority of activities on majestic Ilala. This is a fast boat, so out of 46-hour trip, 20 of those we were just waiting in the “ports” which I would call just -shores. We quickly realized that “small and industrial looking” port in Monkey Bay is the first and the last one we’ll see during those 2 days.

DSCN0010

You may wonder, how people are getting to the shore and the answer is easy (unexpected though) – lifeboats.
If lifeboats are conscious, Ilala lifeboats are the happiest ones, they have some fun apart from the accidents and probably no one even thinks (except bored tourists) that 2 boats, each able to take 22 passengers and limited cargo are just not enough and that’s why this whole ferry thing is taking so long.

DSCN0043

But sleeping in the middle of the (huge) Malawi Lake on a ferry, in a tent is so cool! Unless there are waves, that is messing with my dreams heavily. How sleeping in the cradle can be calming for the babies?! Two days later and still, if I look at one spot for too long, I’m feeling that my membranous labyrinth stayed somewhere on Ilala.

IMG_9897

I’m complaining too much, it was great, it was something I’ve never done before and I’m glad that we didn’t take a minibus to Nkhata. I’m even glad that unloading takes so long because we almost slept through our stop, we were supposed to be there at 9 am (!) so imagine our surprise when we opened the tent at 6.40 just to realize that we’re the last ones at top deck (it’s unusual even for the first-class) and almost an hour earlier we arrived in Nkhata Bay. Good that we’re so skilled with packing, we were on the next lifeboat to the shore.

DSCN0054

Those were long 2 days under the strong African sun, but I’m glad we’ve done it and I will put it on your “to do list” for your Malawi exploration. When that time will come don’t be afraid to eat in a canteen, that was one of the best fish I ate and with that taste I don’t care about their health and safety regulations (which is good as well).

IMG_9864

W Malawi są dwie rzecz, które trzeba zrobić. Pierwsza to gra Bawo, której zasady przytłoczyły niejednego szachistę, drugą jest wyprawa promem Ilala. I tak jak Bawo towarzyszy nam od dłuższego czasu (Radek ma już dosyć) to Ilalę wypróbowaliśmy dopiero parę dni temu.

O promach wiem niewiele, jednym płynęłam z rodzicami między Teneryfą a Gran Canarią, innym w podróży między Anglią i Francją. Niewiele wiem o promach, a biorąc pod uwagę jak w Afryce wszystko jest inne od tego europejskiego, spokojnie mogę powiedzieć, że o promach nie wiem nic.

Pomyślałam więc, że chyba wolę zaskoczenie niż pomoc wujka google’a, który przeważnie i tak przyprawia tylko o raka. Nasz plan zakładał, że Ilala zabierze nas z Monkey Bay o 8 rano w piątek, a w niedzielę o 9 wyjdziemy w porcie Nkhata Bay, oprócz tych podstawowych informacji nie wiedziałam nic.

W czwartek pożegnaliśmy nasze życie w Cape Maclear, poszliśmy ze znajomymi na piwo do baru na tyłach cmentarza – bo szacunek do zmarłych to jedno, ale to chyba jedyny sąsiad, który nie narzeka na hałas po 22. Bladym świtem motocyklowe taksówki po raz ostatni przewiozły nas 17 km górską drogą do Monkey Bay.

Port w Monkey Bay, malutki z przemysłowym rysem, nikogo tu nie dziwi. Większość pasażerów Ilali jest tylko dodatkiem do ogromnych worów kukurydzy, ryżu, korzeni kassawa, cukru czy suszonych ryb. Choć raz to nie my mieliśmy duży bagaż, za to nie po raz pierwszy nasz był mniej „aromatyczny”. W kolejce po bilety dowiedzieliśmy się, że w klasie ekonomicznej miejsca jest tyle, że śpi się w pionie. Klasa pierwsza, jak na posiadacza tej poważnej nazwy, oferuje wachlarz rozwiązań poziomych – jak namiot.
Nie jesteśmy zbyt wybredni, oboje możemy żyć bez kabiny z łóżkiem i prywatną toaletą, ale nie, nie będę spała na stojąco w podróży na 2 doby!
Zatem pierwsza klasa. Brzmi szykownie, ale wyjaśnijmy „podróżuję po Afryce taksówkami” też brzmi lepiej niż wygląda.

Pierwsze spotkanie z Ilalą przypomniało mi o tych promach, które widziałam chyba w jednym ze starych filmów z Indianą Jonesem, zero podobieństwa z tym, którym płynęłam na wyspach Kanaryjskich jakby ktoś się zastanawiał. Rozejrzeliśmy się po górnym pokładzie – pierwszej klasie – drewniana podłoga, bar i parę ławek. Super, jedną z nich zaanektowaliśmy jako nasz apartament na najbliższych parę godzin. I się zaczęło, co? Czekanie, bo czekanie na Ilali jest bardzo czasochłonne. To szybka łódź, dlatego 20 godzin w 46 godzinnej podróży spędza się…czekając – stojąc w „porcie”, a raczej nieopodal brzegu, bo jak szybko się okazało „malutki port z przemysłowym rysem” był jedynym jaki widzieliśmy w tej 2 dniowej wyprawie.

Możesz się teraz zastanawiać jak w takim razie pasażerowie i ich -niemały- ładunek trafiają do portu / na brzeg. Odpowiedź jest prosta (choć nieoczekiwana) – z pomocą przychodzą szalupy ratunkowe.
I jeśli łodzie ratunkowe byłyby świadome, to te z Ilali byłyby najszczęśliwszymi szalupami na świecie, w użyciu codziennie a nie tylko w obliczu katastrofy. I nikt nawet nie podważa ich kompetencji, że są tylko dwie i mieszczą tylko 44 osoby i przez nie, każdy rozładunek trwa co najmniej 4 godziny.

Za to spanie na środku (wielkiego) jeziora Malawi, na drewnianej podłodze wiekowego promu jest super! Przynajmniej, dopóki nie ma fal, przy falach sen jest trudny a sny pokręcone. Jak to możliwe, że niemowlaki to lubią?! Dwa dni minęły a ja wciąż nie mogę za długo patrzeć w jeden punkt, bo mój błędnik zachowuje się jakby został na Ilali.

Za dużo narzekam, naprawdę było ekstra, nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam i bardzo się cieszę, że nie pojechaliśmy do Nkhaty minibusem. Ba! To nawet dobrze, że rozładunek zajmuje tyle czasu, bo o mały włos przespalibyśmy nasz przystanek. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy o 6.40 otworzyliśmy namiot a cały pokład był pusty (to się nie zdarza nawet w pierwszej klasie). Okazało się, że dopłynęliśmy parę godzin wcześniej, około 6 i dobrze, że już jesteśmy mistrzami pakowania, bo inaczej nie znaleźlibyśmy się na pokładzie następnej szalupy ratunkowej.

To były długie dwa dni w gorącym afrykańskim słońcu, ale cieszę się, że to zrobiliśmy i moim zdaniem Ilala powinna się znaleźć na liście każdego turysty w Malawi. I jeśli tak się zdarzy, że i Ty popłyniesz Ilalą, odwiedź kantynę i spróbuj ich ryby, bo to najlepsza ryba jaką jadłam – przy takim smaku nie myśli się za dużo o przepisach sanepidu (i raczej dobrze).

Leave a comment